Dlaczego audiobook jest gorszy niż książka tradycyjna?
Audiobook… książka czytana – na co, po co to komu potrzebne? W zasadzie… nikomu. Może niewidomym, ludziom z chorobami oczu – ok, może kierowcom tira, żeby nie zasnęli na trasie – ale tak? Oczywiście lepiej jak ktoś słucha nić miałby tylko gapić się w telewizor, ale… Audiobook to trochę takie czytanie ze ściągą. Trochę takie granie w Prince of Persia na kodach albo piwo z sokiem….
Wiem, że nie u wszystkich i nie wszędzie, i pomału to się zmienia. Ale powyższy pogląd wciąż spotykany jest u osób „zakochanych w zapachu druku”.
I żeby nie było – sam lubię czytać literki i nie mam nic przeciwko zapachowi druku (choć fetyszystą nie jestem…), ale ten tekst powstał po to, żeby przywrócić audiobookom należne im miejsce w świecie, a moim zdaniem jest ono, trochę niesprawiedliwie zaniżone w porównaniu z miejscem „książki tradycynej”.
Cofnijmy się może trochę w czasie, tak mniej więcej… do początku.
Do samego początku historii, którą znamy.
Mamy więc pierwotnych ludzi, przy ognisku. Siedzi grupa ludzi, przeżuwa, a jeden z nich (może wrócił właśnie z wyprawy, z polowania, może po prostu ma bujną wyobraźnie) zaczyna opowiadać historię. Grupa słucha… Skąd wiemy, że to początek? No cóż, póki nikt nic nie opowiadał – żadna historia nie mogła być przekazana dalej, tak więc nie możemy nic o niej wiedzieć.
To, że opowieści motywują, zaciekawiają, inspirują, sprawiają, że chcemy zmieniać świat – to żadne odkrycie, ale pamiętajmy, że świat ruszył naprzód dużo wcześniej niż Gutenberg (lub Chińczycy) wynalazł druk i wcześniej nawet niż upowszechniło się pismo odręczne. To opowieści słuchane, o bohaterach, o wojownikach, o odległych krainach – sprawiły, że zmotywowaliśmy się i jakoś ruszyliśmy z miejsca. Dlaczego zatem z czasem książka papierowa wyparła mówioną? Wiadomo – koszty, koszty, koszty, i taki a nie inny rozwój technologii.
A gdybyśmy cofnęli się w czasie tak trochę mniej – tak do początku nie cywilizacji, a początku naszego życia? Opowieści, które nas kształtowały najwcześniej to bajki, te czytane przez rodziców, dopiero dużo później te czytane samodzielnie. Chyba, że jesteś z pokolenia teletubisiów – wtedy… cofam argument 🙂 Ogólnie – obecnie filmy i produkcje audio-wizualne zastępują opowieści w pierwszych latach życia dzieci, przez co wyobraźnia nie jest – rozwijana, a jedynie zapełniana, ale to temat na oddzielny wpis.
Audiobook, jako spadkobierca opowieści słuchanych obecny jest w naszych życiach od praktycznie samego początku – zarówno życia jednostki, jak i życia cywilizacji. Gdy tylko te jednostki, oraz cywilizacje rozwinęły się na tyle, żeby móc tę opowieść zrozumieć.
Dlaczego zatem to książka papierowa nazywana jest książką tradycyjną, a audiobook – wtórną wersją dla leniwych? Nie wiem.
Być może to kwestia przyzwyczajenia. I wychowania – nabytego w późniejszych latach drogą przyswajania literek. Ale czy nazywana jest tak słusznie? To już pozostawiam ocenie czytelnika.
To co mnie cieszy, to, że sytuacja (znów dzięki rozwojowi technologii) się zmienia, coraz popularniejsze są słuchowiska, audiobooki, podcasty, vlogi. Coraz chętniej siadamy przy (wirtualnym) ognisku (naszego świecącego wyświetlacza LCD) i… słuchamy. Nie tylko cieszy mnie to dlatego, że sam audiobooki nagrywam 🙂
Cieszy mnie to, bo to pierwotne, tradycyjne – mimo że w nowoczesnej odsłonie – przyswajanie opowieści. Trochę wolniejsze i na początku trudniejsze, ale za to pozwalające zamknąć oczy i faktycznie przenieść się do tego wykreowanego przez autora świata. Nie zmuszam i nie ujmuję nic książkom czytanym – jedynie zachęcam do spróbowania – tym, którzy jeszcze nie próbowali 🙂
Zapraszam do czytanych przeze mnie opowiadań audio i mojej biblioteczki na Audiotece